Opublikowano:

Rower i dziecko (Franek)- jak i od czego zacząć?

Rower i dziecko to przygoda, która trwa już dwa lata. Jak to możliwe zapytacie przecież nasz syn ma dopiero 2 i pół roku??! Dopiero albo aż…

Początki

Franek umiejętności motoryczne zdobywał naprawdę szybko, bo urodził się 15 kwietnia, a już w lutym następnego roku chodził w butach po trawie, co jak wiadomo jest sztuką samą w sobie. Może to kwestia genów, a może tego, że starałam się go stymulować i reagować na jego potrzeby jak najszybciej, aby jak najszybciej ,,sobie poszedł”. Np. widząc, że podnosi się do raczkowania, zrobiłam mu nieślizgające się podłoże z karimaty i po dwóch tygodniach już raczkował. Rwał się do wstawania- to w łóżeczku zawieszałam mu różne gadżety, po których mógł się wciągać. Tym sposobem pierwsze raczki były już w 6 miesiącu życia, a na nogach stał w 7. Ot taki mały spryciarz;) jak wiadomo od wstawania na nóżki do jazdy na rowerze długa droga i o tym poniżej.

Pierwszy rower (rowery)

Pierwszy rowerek biegowy Franek dostał od wujków na swój chrzest, czyli w 4 miesiącu życia. Modny, drewniany, czarny z napisem ,,enduro”. Stał koło łóżeczka, aby mały się na niego napatrzył. Jestem matką dość niebojącą się o moje dziecko, stąd w 7 miesiącu życia Franka posadziłam go na siodełku (siedział już bardzo pewnie) i woziłam po domu trzymając za kierownicę. Najbardziej lubił jak przednie koło wjeżdżało w meble i robiło bum! Każde dziecko lubi bum! Po kilku bumach rowerek lekko luzował się na śrubach, więc nie doczekał rundy honorowej po podwórku. W 10 miesiącu życia po dokładnym pomiarze długości nóżek co wbrew pozorom nie jest takie proste (mierzenie nóżek, które cały czas są w biegu) postanowiliśmy kupić jeździk.

Pukylino

Po przeglądnięciu miliarda stron z plastikowymi kaczuszkami, pieskami i żabkami na kółkach zdecydowaliśmy się na zakup jeździka PUKYlino. I był to strzał w 10! nie posiada on żadnych wystających z przodu elementów, które dziurawiłyby ściany w przypadku BUM. Przypomina nieco rower, więc nie uczymy dziecka jeździć na kaczce tylko tak jak trzeba- na rowerze. Puky ma prostą niezawodną, niepsującą się konstrukcję i przez rok użytkowania nie zadziało się z nim kompletnie nic. Jedyny minus jest taki, że ciężko się nim jeździ po szutrze, a taki posiadamy pod domem, bo mieszkamy pod lasem. Dla rodzin mieszkających w cywilizacji tj. mających chodnik pod domem, jedyny minus niknie w morzu plusów.

Biegówka- rowerek biegowy

Pod koniec drugiego roku życia, kiedy noga była jeszcze ciut za krótka, znalazłam najniższy na rynku rowerek biegowy, czyli Kinderkraft 2way. Warto kupić używaną, bo docelowo chcieliśmy żeby Franek jeździł na Kellysie. Kellys jest o 2-3 centymetry wyższy i nieco cięższy, dodatkowo kierownica kręci się o 360 st. Dziecko musi już umieć trzymać rower i w miarę ogarniać jazdę, żeby sobie z nim poradzić. Zatem na Kinderkrafcie stawiał pierwsze rowerowe kroki. Na tym etapie polecam schować wszystkie jeździki, chodziki, kaczki i pieski, ponieważ dziecko musi nauczyć się trzymać równowagę na rowerku biegowym, a to wcale nie jest takie łatwe. Musi podjąć TRUD, zatem jak obok będzie stał puky, na którym trudu podjąć nie trzeba, wiecie na co padnie wybór. Wiadomo, że na rowerku biegowym można pojechać szybciej, dalej itd.. ale to wiemy my, rodzice. Dziecko musi ten temat dopiero zgłębić, więc dajmy mu szansę i nie zawracajmy głowy kaczkami na kołach.

KASK!!

To chyba najważniejsza kwestia związana z przyjemnością jaką daje jazda na rowerze. Od pierwszych wyjazdów z domu uczmy malucha, że jazda w kasku jest konieczna. Nie zmuszajcie do jeżdżenia w kasku, kiedy dziecko nie umie jeszcze jeździć. To za dużo. Najpierw niech szlifuje równowagę w domu, niech zacznie czerpać z tego przyjemność. Potem wprowadźcie temat kasku. Warto ubrać go samemu, wziąć rower i razem z maluchem zrobić rundę honorową po osiedlu (obniżając siodełko i też odpychając się nogami). Można też ( i tak było w naszym przypadku) zabrać malucha na jakąś imprezę rowerową (np bikemaraton), gdzie wszyscy jeżdżą na rowerach i wszyscy jeżdżą w kaskach! Dzieci są naprawdę świetnymi obserwatorami. Nie zapominajcie o tym! Zanim kupicie najtańszy kask z marketu poczytajcie troszkę. To naprawdę istotny wybór. My kupiliśmy kask z zabudowaną potylicą i daszkiem, ponieważ mieszkamy na szutrach i jeździmy na asfaltowym pumptracku upadki naprawdę bywają bolesne. Daszek sprawdza się kiedy maluch nurkuje twarzą w kamienie. To naprawdę nie są żarty. Kolano się zagoi, ale już stłuczona głowa może być większym problemem!! Nie oszczędzajcie na bezpieczeństwie waszego dziecka!! A co kiedy jest zimno lub wieje? Pod kask można założyć cienką, dobrze przylegającą czapkę, która zasłoni uszy.

Czy zawsze było kolorowo?

Nie. Wiele razy wychodziliśmy z rowerem i już na końcu podjazdu było ,,nie ciem”. Wiele razy dojeżdżaliśmy ochoczo do punktu A i powrót był już z rowerem  w rękach, jednak nie zrażaliśmy się tym. Dziecko musi się NAUCZYĆ LUBIĆ rower tak samo jak musi się nauczyć lubić marchewkę i brokuła, a naszym zadaniem jest mu w tym pomóc. Prosta sprawa 🙂

P.S. Dobrym rozwiązaniem jest też wykorzystanie efektu placebo. Dziecko mówi, że już nie chce, bo ciężko, więc o kierownicę zaczepiamy np. smycz od kluczy i ,,ciągniemy” (pozornie). To naprawdę ułatwia mu sprawę i chętniej przebiera nogami. ,,na linkę mamaa na linkę!”


Poniżej zdjęcie Franka na pierwszym Kids Bike Maratnonie w Bielawie. Sam machnął całe kółko zdobywając zaszczytne ostatnie miejsce. Miał dwa lata i trzy miesiące   a obok zdjęcie jak przypinamy rower pod przedszkolem.